niedziela, 26 września 2010

6. Ostrzeżenie.

  Mężczyzna w szpakowatym garniturze wyraźnie ją oskarżał i był słownie napastliwy przekraczając granice konwenansu. Jego głos wprowadzał puchnący niepokój. Scena odbywała się na podeście w auli byłej szkoły bohaterki. Ona sama kurczyła się z każdym jego słowem wystawiona na oglądanie przez wszystkich.
 Uważaj, bo masa czekoladopodobna niepostrzeżenie oblepi Twój mózg. I już nie znajdziesz w Empiku sprasowanych sensów jak Makbeta z szarym komentarzem na marginesie tłumaczącym ci co znaczą fundamentalne pytania. Już nie musisz udowadniać , że jesteś człowiekiem? Może lepiej wydal z siebie idee fixe, łatwiej będzie ci konsumować bez zdziwienia światem. Długo jeszcze będziesz nazywać to, co robisz "weryfikacją systemu wartości" ? Nie śmieszy cię już to ? Może poszukaj swoim znudzonym wzrokiem rozrywki- jakaś krew, egzekucja, seks, strach?

  Przebudziła się z uczuciem mdłości jak po zjedzeniu lury z rozmiękłego papieru. Była zła na ducha opowieści, czemu nie mogą jej się śnić przeciętne rzeczy? Noc zlizywała pot z jej pleców. Księżyc też jawił się jej jakimś dziwnym, jak lampa hitlerowska świecił prosto w oczy i przedłużał w realność stan sennego oskarżania. 

Duch opowieści chciałby aspirować do bycia duchem niejednej opowieści. Na razie jednak występuje w skromniejszej misji i może ta gorycz niespełnienia sprowadziła na bohaterkę marę nocną tego pokroju. 


Stojąc przed wyborem snu i sielskiego pójścia rano do szkoły albo nocy spędzonej na nawarstwiających się refleksjach i heroicznym pójściu rano do szkoły bohaterka naturalnie wybrała drugą opcję. Zawsze była skłonna do ponoszenia męczeństwa a poza tym wydało się jej to bardziej godne bohemy.

  Z jednaką lubością i męką zaczęła rozcierać w palcach każdą myśl tego -bądź co bądź nieprzyjemnego-snu i przypatrywać się jakie to pyłki sensów osadziły się jej na rękach. Doszła do wniosku, że pytania mężczyzny nie tyle były złośliwe, co wnikliwsze niż jej osobiste bilanse. Docierały do głęboko ukrytych pokładów lęków przed bezsensem własnego życia. Duch powieści natomiast irytował się nieposzanowaniem dla własnego zdrowia i chciał jak najszybciej zmorzyć bohaterkę snem sprawiedliwego.Ostatecznie, z bezwzględnymi konstrukcjami literackimi się nie dyskutuje więc zwinęła się w łóżku na parę godzin snu.


  

5. Opcja wegetarianizmu

  Czy człowiek jest z natury bardziej dobry czy bardziej zły ? 

  Bohaterka, jak większość ludzkości, wolałaby przyjąć kojącą prawdę, że dobry. Że jest w nas pierwiastek boski, że chcemy się darzyć życzliwością, że naturalnie skłonni jesteśmy czynić dobro, być sobie oddani, honorowi...Co jeśli jesteśmy z gruntu bardziej egoistyczni, fałszywi, bezwzględni i płytcy ? Jeśli spojrzeć na problem z  mikroperspektywy- życie prywatne znajomych bohaterce ludzi przechylałoby szalę na korzyść smutniejszej opcji. Duch opowieści pragnie nadmienić, że przykład samej bohaterki wskazuje również na skażoną naturę człowieka. Jeśli spojrzeć z makroperspektywy rzecz wygląda jeszcze żałośniej. Za mało szczęśliwej, pełnej miłości koegzystencji rodem z jehowickich ulotek na tym świecie, żeby uwierzyć, że człowiek generalnie rzecz biorąc jest dobry.

  Jako przedstawiciel ludzkosci bohaterka nie mogła się już przeciągnąć wygodnie w fotelu i z mlaskaniem zjeść bułeczki z szynką. Uczuła wewnętrznie, że pragnęłaby potaplać się w jakiejś półprawdzie jak świnia w błocie a teraz je świnię i myśl o kondycji moralnej człowieka nie daje jej spokoju.


  W tę rzeczywistość wkroczyła mama bohaterki z oznakami męki na twarzy. Wyraźnie odbywała się w niej jakaś walka. Wreszcie wyrzuciła z siebie rzeczowy komunikat, co robić w sytuacji, w której współżyło się z chłopakiem i zabezpieczenie zawiodło. Bohaterka odpowiedziała na tą informację, że zgodnie z przyjętymi przez siebie zasadami zachowuje czystość przedmałżeńską. Nie był to wystarczający argument na zmianę toru rozmowy. Odbyła więc wewnętrzny dialog sama ze sobą (równolegle do słyszanych rad), którego istota tajna jest nawet dla ducha opowieści, po czym pokiwała głową. Trochę z rezygnacji ale głównie z uznania dla faktu, że mama podjęła się krępującego tematu. 
Usłyszała na koniec słowa, które zawisły w powietrzu i poruszały się zygzakowatym ruchem niczym mucha pod żyrandolem. Istotnie przykuwały wzrok. 
   Jesteś już dorosła.

  Bohaterka skłonna była się zgodzić z wybrzmiałymi słowami. Płodność potwierdzona comiesięcznymi raportami, przejście z bielizny disnejowskiej na koronkową- wszak konstytuuje to bycie dorosłą kobietą.

4. Przebudzenie sumienia

Odrzuciła od siebie ubrania tak, że nieświadomie wkomponowała je w pląs arabeski na dywanie. Łaskawy przypadek. Dziś duch opowieści wystawił ją na pastwę poczucia estetyki.Bohaterka nie mogła dłużej udawać, że nie widzi jak brzydkie sprzęty ją otaczają.
Nowomieszczańska orzechowa meblościanka, siostrzany owalny stół ze szklanym blatem, lampa na toczonej nodze (oswojona nieco kloszem z tiulowej spódnicy -własności bohaterki), niezgrabne, rozkraczone łóżka, brudne ściany. Nawet bałagan nie pomagał. Wulgarna brzydota sprzętów skondensowana przez nisko zawieszony sufit. 
Nagle wszystkie meble ją przygniotły. Przypomniała sobie chwilę, w której po raz pierwszy popełniła zło.(Duch opowieści wykorzystał tu siostrzaną bliskość estetyki i etyki). Zdarzenie, którego nie bała się z racji kary; które nie jawiło się jako naganne przez słowa jakiegokolwiek autorytetu. 

Duch powoli wyciągał jej przed oczy fakty jak robaki z pudełka wędkarza. Nie było to miłe przyglądanie się swojej ciemnej stronie acz konieczne. Powiadają, że przyznanie się do winy jest dobre dla duszy. Przenikliwy wzrok bohaterki niespodziewanie przechytrzył ducha opowieści... Najpierw jednak spojrzała posłusznie na wijące się wspomnienie żeby nie popsuć świata jej przedstawianego.
   Zjawa bohaterki miała wtedy na pewno ukończone siedem lat, bo mieszkała już z mamą i ojczymem w pobliżu przedszkola publicznego "Miś". Na podwórku tego przedszkola uskuteczniała też swoje dzikie, naturalne dla wieku harce. Miała tu współziomczynie do zabaw.
Dies irae, dies illae...Dzień był słoneczny i gorący, może to w pewien sposób rozbudzało instynkty w biegających niczym zwierzęta dzieciach. Młodej bohaterce i jej koleżankom brakowało emocji wynikających, jakżeby inaczej, ze starcia z obozem chłopców. Dostrzegły samotnego kolegę stojącego u podnóża pagórka, z którego zbiegając można było uzyskać dostateczny rozpęd do popełnienia każdej głupoty. Uczucie ilościowej dominacji rozdymało im płuca. Podbiegły do nieszczęśnika i przyparły go do drzewa. W tym momencie bohaterka nie mogła wyjść ze zdumienia przyglądając się swojej siedmioletniej zjawie, ponieważ ta z całej siły nadepnęła chłopca na stopę. Powiedziałby ktoś-stopa to nie znowu taki newralgiczny punkt. Jednak chłopiec miał świeże szwy właśnie tam gdzie młoda bohaterka dawała upust swojej sile i poczuciu władzy. Głupie przekomarzanki skończyły się krzykiem, ucieczką i brakiem jakichkolwiek konsekwencji. Kieszonkowy format bohaterki wiedział dobrze, że nie zostanie za to ukarany, że w oczach koleżanek jest kimś ważnym.Czuła się wyjątkowo piękna tego dnia. Dostała właśnie nową granatową sukienkę, w której wyglądała wyśmienicie. Pamiętała, że kiedy kopała tego chłopca streczowa sukienka rozciągała się z oporem i napinała na łydce. Jednak z każdym krokiem przybliżającym ją do domu uczucie satysfakcji ustępowało ogromnemu zdumieniu. Właśnie sprawiła ból bezbronnej osobie. Nie wzruszyła się na łzy i krzyk. 
  W czym uprzedziła ducha opowieści bohaterka ? Wiedziała już akapit temu, jaki cel ma szkicowanie tego zdarzenia w jej pamięci.Była to chwila, w której po raz pierwszy odezwało się jej sumienie. Twór pożądany. Pierwszy raz zobaczyła imperatyw moralny w sobie. Nie była to więc taka ciemna strona a robale wędkarskie też są dla niektórych smaczne. 

  Z myślą, że jest bohaterką posiadającą sumienie czuła się jeszcze bardziej wolna. Duch opowieści prychnął , nikt nie jest tak wolny jak on! Wolny aż do abstrakcyjności! Bohaterka zaś wolna. Z tą świadomością powietrze inaczej wchodziło jej do płuc, czulej i mocniej.






piątek, 24 września 2010

3. Pocztówka z Costa Bravy

Po cóż duch opowieści miałby posyłać tego typu bohaterkę do najbardziej imprezowej miejscowości na południowym wybrzeżu Hiszpanii? Czytelnik z mniej niż przeciętna gładkim mózgiem dostrzegł już zapewne, że taka osoba jak owa bohaterka lepiej czułaby się w uniwersyteckiej bibliotece lub wpatrując się w cud gnijącego, jesiennego liścia (vanitas vanitatum ...) niż smażąc się w bikni na plaży i mówiąc kolokwialnie -duch wybaczy-wyrywając dupy.
Wszystko to prawda. Jednak duch opowieści jest z natury balansujący na granicy. Lubi posyłać bohaterów tam, gdzie ani ich wyobraźnia, ani marzenia ani nawet proza życia by nie posłała. Tych, których uprzednio stworzył, ciąga w miejsca wyzwalające z człowieka takie pokłady instynktów, o których nie miał wcześniej biedny osobnik pojęcia.

Wydelegował więc bohaterkę na poznanie równoległych światów wartości, o których miała jedynie mgliste wyobrażenie, że chyba istnieją.

Już w chwili wejścia do autokaru, pięciogwiazdkowej trumny, która miała dowieść jej zwinięte ciało w trzy dni do celu podróży, czuła , że pasuje tam jak pięść do nosa. Pierwszych kilka godzin jechała z dwiema Waginami ze Szczecina.
Waginy nie wyrażały najmniejszych chęci socjalizacji. Rozmowy między nimi miały jednowymiarowy charakter. Dotyczyły tylko i wyłącznie seksu, ujmowanego w tak mięsny sposób, że od słuchania tego bohaterce więdły uszy. W bogatej rozmowie pojawił się też wątek "podgolenia bikini, bo mnie już drapie". Przez te pierwsze trzy godziny bohaterkę zdążyła przejąć groza-jeśli pozostali ludzie z tego wyjazdu będą również sprowadzać samych siebie do wagin i penisów -nie wytrzyma z nimi dnia. Groza nie miała jednak ani źródła ujścia ani kolejnych obiektów do konfrontacji, więc dziewczyna w krótkim czasie zapadła w sen , który ją utulił i zatkał uszy prawie do samej Hiszpanii.
Na szczęście na miejscu, po paru godzinach wyklarowali się ludzie, których mogła nazwać wspólnikami swojego siedmiodniowego, klimatyzowanego losu. Pierwszego dnia swojego pobytu w Lloret de Mar odkryła, znowu z trwogą, że jej aktywność życiowa będzie w tym miejscu sprowadzona do niezwykle prostych czynności, czyli kolejno: spania w dobrej klasy hotelu, jedzenia ( bardzo dobrego swoją drogą), leżenia plackiem na plaży, znowuż jedzenia, malowania się i robienia z siebie atrakcyjnej atrakcji na wieczór, imprezowania do rana i spania. Wzięła głęboki oddech i stwierdziła, że potraktuje to jako egzotyczne doświadczenie. Pomimo atmosfery gigantycznych klubów, oparów alkoholowych, wysysania glutowatych stworzeń z muszelek etc. bohaterka nie mogła wyzbyć się swojej smutnej przypadłości, która to psuła jej wkradanie się między wrony. Nieodłączna Refleksja dziubała ją myślą jak tępą igłą lub łaskotała mózg cynicznymi spostrzeżeniami. Bohaterka nie poddawała się i odprawiała Refleksję z kwitkiem , na którym widniał napis to w końcu jakieś nowe doświadczenie.

Post factum bohaterka nie miała już wątpliwości, że nowe jak nowe, z pewnością wystarczające do końca życia. Ten z pozoru beztroski czas obfitował w odkrycia rodem z sekcji zwłok. Własnych.

Duch powieści zasugerował bohaterce, że zawsze lubiła tańczyć. Nie poddawała tego pod wątpliwość gdy szła dens flory. Kto by pomyślał, że taniec stał się ośrodkiem dezintegracji ciała i osoby bohaterki. Oczywiście, jako fizycznie dojrzała kobieta umiała świetnie odgrywać rolę uwodzicielki-nie był to typ zahukanej cnotki. Jednak żeby odrzeć swoją namiętną płaszczyznę z podstawowych potrzeb bliskości emocjonalnej dokonała swoistego porąbania siebie. Zamknęła mocno oczy, udała , że jest oddzielnie rękoma, pośladkami, ustami i rozdała każdą część w innym kierunku.
Raz miała nawet ciekawą sytuację ( duch opowieści uprzedza, że mogą pojawić się wypieki na twarzy co wrażliwszym czytającym dziewczętom ). W opisie będzie mało liryczna bo temat nie jest liryczny. Otóż pewnego upojnego poniedziałku, około godziny drugiej w nocy, bohaterka nad wyraz przyjemnie tańczyła z chłopcem, który wydawał się jej bezapelacyjnie najprzystojniejszym jakiego dane jej było widzieć. Chłopiec ów w pięknej angielszczyźnie zaproponował jej pójście na plażę. Zgroza ściska serce rozsądniejszym czytelnikom. A bohaterka z ręką na nerce-wszak to starotestamentalne siedlisko sumienia- mogłaby wyznać, że w swojej naiwności na myśl jej nie przyszło, że ten zjawiskowy, hiszpański chłopiec chce z nią uprawiać seks. Później sama sobie tłumaczyła, że w malutkim stopniu usprawiedliwia ją fakt, że nie spotykała się z takimi propozycjami-ba, nie spotykała się z takimi ludźmi. Także w romantycznych okolicznościach, na plaży Lloret de Mar entuzjastyczne próby rozmowy bohaterki zostały zduszone namiętnym pocałunkiem i krokami zmierzającymi do konkretniejszego zakończenia wieczoru. Kiedy udało się jej odessać, powiedziała rzeczowym tonem, że wcale nie chce się z nim kochać i że jest dziewicą, więc w ogóle odpada. Chłopiec-naprawdę uprzejmy- powiedział, że fakt jej nieużywania zupełnie mu nie przeszkadza. Bohaterka odpowiedziała, że właściwie jej też nie przeszkadza, więc niech taka pozostanie. Był na tyle szarmancki, że nie nastawał na jej cześć i poszli do swoich hoteli. Koleżanki wysłuchujące tej historii pukały się w czoło ( z dużym pogłosem), że takich okazji się nie przepuszcza, że mogłaby mieć tak piękne wspomnienia! Jedna koleżanka pocieszająco dodała-grunt, że propozycja padła. Faktycznie, krzepiące.


2. Postrig

Bohaterka przeszła właśnie od chęci samounicestwienia do całkiem opłacalnej twórczej ekspresji.

Początkowo zidentyfikowała w sobie wzbierającą falę autoagresji. Duch opowieści starał się uzmysłowić bohaterce, że wszystko to przez jej dziwnie pojmowany honor. Gdyby wszak nie on, spokojnie pozwoliłaby sobie na złość i pretensje do kilku osób na tym świecie, a tak światopoglądowy peryskop ma o jedno kolanko za dużo i cała złość łypie okiem na samą bohaterkę.
Była już o krok od drastycznych cięć. Przypływ rozpaczy i bezradności spowodowanej tym , że nie jest w stanie ugłaskać parteru piramidy potrzeb Maslowa (wyższa siła ekonomiczna) miały stać się przyczynkiem do obcięcia włosów. A wiadomo, czym są włosy dla kobiety.
Trzymała w rękach nożyczki i siedziała naprzeciw lustra, jedynego obserwatora dramatycznej sceny. W tym momencie przez komunikator internetowy odezwała się koleżanka będąca wyraźnie w stanie upojenia alkoholowego. Bohaterka przepełniona goryczą postanowiła nią oblać klawiaturę i jęła przekonywać dziewczynę o beznadziei sytuacji, w której się znajduje. Nie otrzymała jednak czułych poklepań, w zamian została zasypana serią niewrażliwych pytań z cyklu "ale zetniesz się na jeżyka czy na łyso ? tak na chłopaka po prostu , czy jak skinhead?". Najprawdopodobniej to właśnie zdegustowanie na tak techniczne rozpatrywanie bólu egzystencjalnego bohaterki spowodowało, że nic sobie nie ukróciła -no, może pławienie się we własnej niedoli.

Duch opowieści postanowił wykorzystać chwilę i naszkicować bohaterce kawałek żywota.
Naraz to przypomniała sobie, że zabieg obcinania musi jakoś kojąco wpływać na jej zszarganą psychikę. Rozdziały , które chciała zamknąć przypieczętowywała zazwyczaj obcięciem na króciutko paznokci. Bynajmniej, nie było to flirtowanie z okultystycznymi praktykami-bohaterka daleka była od przydawania tego typu sensów swoim działaniom. Zamyśliła się nad własnym rytuałem. Było to z jednej strony proste pozbycie się materii ( i to materii własnego ciała) pamiętającej, często dotykającej spraw przeszłości. Z drugiej strony, bardzo lubiła uczucie , gdy obnażone z paznokciowej tarczy opuszki stawały się wrażliwsze na dotyk, wyczulone na kontrasty. To wyraźniejsze doświadczanie świata jest przydatne przy zmianach.

Zadowolona, że oto rozgryzła jedną z wielkich prawd rządzących nią samą -której przecież nie rozumiała- otworzyła ostatni dżem na kolację. Wyjadała powidła łyżeczką i popijała je czarną herbatą. Te dobre bodźce zewnętrzne pomagały spojrzeć spokojniej na jej sytuację. Wzięła więc nożyczki i pocięła swój stary kapelusz po ojcu na broszki, które później sprzeda.
Twórczo wykorzystała zapędy do rżnięcia.

1. Epickie narodziny.

Wkraczanie w pierwsze dwudziestolecie to dobry czas dla podsumowań. Czas i stan ducha opowieści wymaga przyjęcia żartobliwego tonu dla egoistycznie rozumianego dobra wyżej wymienionej konstrukcji osoby.
Sam duch opowieści nacechowany jest z urzędu pewnym cynicznym dystansem.

Wszystko zaczęło się w momencie, w którym bohaterce spodobał się własny nos. Spoglądała na niego z półprofilu unosząc w napięciu dolną powiekę i ściągając brwi ku sobie, co nadawało całości wrażenie badawczego, zamyślonego wzroku. Zauważywszy to, duch opowieści zachichotał w sobie i przywołał bohaterkę do rzeczywistości - ba, nawet do istnienia!
A że byt ten miał być od początku przepełniony sensem i samoświadomością- z pewnością zaś nie trwoniący życia na czynności niższego rzędu-od zwieńczonych wyczekanym ukontentowaniem obserwacji przeszedł do refleksji nad przeszłymi latami swojego życia, nie zmieniając nadto grymasu. Prawdopodobnie od nadmiaru przemyśleń twarz bohaterki znaczyć będzie pionowa zmarszczka jak oś symetrii przechodząca przez czoło , co oczywiście poczytywałaby sobie jako chlubę.

Bohaterka postawiła gorzką tezę, że pisany jest jej los samotnika.Takie wnioski miały swoje podstawy w mnogich (i bardzo różnorodnych w stopniu zaangażowania) związkach i podwiązkach. Przed oczami zamglonymi sentymentalną mgiełką zaczęły przechodzić jej postaci wydobywające się niczym duchy z odwłoka czasu*. Kilku mężczyzn wolała w ogóle przemilczeć, bo sama nie wiedziała co oni tu robią. Pierwszy wyskoczył żwawo i był niemal idealny. W czasie jego wzmożonej aktywności serduszko bohaterki właśnie się rozbudzało, tak samo świadomość własnej kobiecości. Niestety o wiele wolniej rozbudzał się rozsądek, co przyniosło robaczywe owoce. Po pewnym czasie bohaterka zrozumiała, że umitologizowanie partnera, który i tak sam czuje się godnym ambrozji (a dopiero potem przerzuca się na pośledniejsze trunki) bardzo źle wpływa na funkcjonowanie wzroku obiektu idealizacji. Tak też było w tym wypadku. A że związek ten dla obojga był pierwszym spośród poważnych-długo nie mógł być zażegnany. Po przebraniu się miarki w kubku jednego i drugiego odeszli od siebie na dobre ze skwaszonymi minami, spostrzegłszy, że wcale miodu nie piją a raczej zalewę octową z marynowanej papryki.
Bohaterka czuła, że od ugrzecznienia i słodyczy poprzedniego związku mdli ją jak od zapachu zatęchłego zmywaka. Pospiesznie więc odgrzebała znajomość z osobą cokolwiek kontrastującą do swojego poprzednika. Rozwiała też poprzednie argumenty przeciwne tej relacji, że ich systemy wartości są jak z dwóch przeciwległych biegunów-pomachała chwilę ręką w dymie papierosowym i wątpliwości się rozwiały. Początkowo bohaterka z radością pełniła rolę kuracjuszki pana Negacji który jak camera obscura pochłaniał jasność jej uśmiechu. Ostatecznie jednak spuściła z tonu uznając , że istotnie- obrzydliwy optymizm jest infantylny i nie godzi się takiej inteligentce! Niestety, mniej więcej równolegle magnetycznie mroczny chłopiec stwierdził, że istota coraz bardziej podobna do niego a do tego w zasięgu ręki ( wszak wcześniej w innych rękach była) jest coraz mniej nęcąca.
Bohaterka, z tej racji, że rozsądek już zdążył się w niej obudzić a i kobieca intuicja nie szwankowała, wyczuła moment. Oboje tak rozłożyli swoje życiowe karty jakby wszystko było tylko farsą. A poza tym miłości nie ma-uprawniony wniosek po przebywaniu dłuższy czas z człowiekiem , który na wszystkie egzystencjalne bóle szedł zapalić fajkę i napić się whiskey. Ta znajomość rozmyła się więc jak kredka do oczu po ostrej imprezie i wróciła do nieuporządkowanego stanu koleżeńskiego.

Tu bohaterce soczyście się odbiło, ponieważ aby mieć siłę do retrospektywnego przyglądania się swoim chaotycznym myślom musiała zjeść obfitą porcję biszkoptów na mleku.

Teraz na horyzoncie pojawiła się niepojęta postać. Potrafi sprawić, że twarz bohaterki z groźnego zamyślenia nad "Formą i zasadami poznania świata inteligibilnego" na kilka sekund układa się w kształt radosnych emotikon stosowanych w komunikatorach internetowych. Pierwszy plus- mięśnie twarzy są coraz to bardziej wygimnastykowane. I jest to naprawdę miła odmiana po człowieku negującym cnotę zachwytu nad światem.
Skoro jednak bohaterka przewiduje wiszące nad nią fatum jakby tu spojrzeć przychylniejszym okiem na tego chłopca? Na razie obunkrowuje się więc -jakie to znamienne-i obraca każdą niebezpiecznie intymną chwilę w żart. Jednocześnie chciałaby dążyć do ich nawarstwiania. Męskiemu umysłowi ta ambiwalencja wyda się zapewne niezrozumiała, wszak każda kobieta której zdarzyło się wdepnąć niepotrzebnie w jakiś związek zrozumie wątpliwości rozciągające członki bohaterki w tym samym kierunku lecz w przeciwnych zwrotach wektora.

Duch opowieści to twór nieczuły na wzruszenia jednak w obliczu tych mąk na które zostało wydane świeżo powstałe w przestrzeni liter ciało postanowił odesłać bohaterkę w jedyne ramiona , które na dziś dla niej przygotował-morfeuszowe.

Tylko wysoce rozbudowana samoświadomość bohaterki pozwalająca jej przypuszczać istnienie ducha opowieści, przepełniała ją mrowiącą obawą co przygotował dla niej na jutro.


*termin ukuty przez Aleksandrę Krystynę Domżalską